Zapisz się do Skarabeuszowego świata!
Odbierz bezpłatnego E-booka!
Dowiesz się:
jak wyliczyć swoje zapotrzebowanie kcal.
ile jeść białka
ile mitów jest wokół diety
jak twój organizm spala tkankę tłuszczową
jak zredukujesz stres i zapewnisz sobie profilaktykę przed bólem dzięki prostej praktyce jogi
otrzymasz bezpłatny plan treningowy
otrzymasz formatki do druku dziennika treningowego, planera posiłków i swojego celu!
Po trzydziestce twoje ciało nie „zmienia się naturalnie” – ono się rozpada, jeśli nie robisz nic, by je utrzymać. Nie musisz mieć siłowni w piwnicy. Nie musisz liczyć białka co do grama. Ale jeśli przez ostatnie lata siedziałeś, jadłeś byle jak i myślałeś, że to „jeszcze nie czas”, to właśnie teraz wchodzisz w okres, w którym twoje zaniedbania zaczynają boleć. Dosłownie.
Plecy rano nie chcą się zginać. Ramiona wydają się lżejsze, ale nie w dobrym sensie. Brzuch wypycha się do przodu, mimo że nie jesteś jakoś szczególnie grubszy. Masz mniej siły, mniej ruchomości, mniej wszystkiego – a tłumaczysz to sobie stresem, obowiązkami, dorosłością. Nie. To nie dorosłość. To brak ruchu, brak mięśni, brak decyzji.
Nie trzeba badań naukowych, żeby poczuć, że ciało się zmienia. Ale jeśli chcesz konkretów: od mniej więcej 30. roku życia tracisz co roku 0,5–1% masy mięśniowej, jeśli nie wykonujesz treningu siłowego. Po 50. – nawet więcej. Mięśnie zanikają szybciej, niż ci się wydaje.
Jeśli w wieku 20 lat twoje ciało miało 30 kg mięśni, to w wieku 40 – bez żadnej stymulacji – możesz mieć ich nawet 24 kg. Nie zmieniłaś nic, a zmieniło się wszystko. Mniejsze mięśnie, słabsza struktura, więcej tłuszczu w tych samych spodniach. Ciało flaczeje nie od jedzenia, tylko od braku oporu.
Większość ludzi przychodzi po pomoc z trzema głównymi motywacjami. Pierwsza: „chcę schudnąć”. I to jest najczęściej najgorszy punkt wyjścia, bo prowadzi w złym kierunku. Ludzie zaczynają od obcinania kalorii, rezygnują z jedzenia, włączają cardio. Bez treningu siłowego, bez białka, bez kontroli postawy. Tracą masę, to fakt. Ale tracą też mięśnie, wodę, energię i jakąkolwiek formę. Zamiast wyglądać lepiej, wyglądają jak „mniejsza wersja tego samego problemu”. I tak powstaje sylwetka typu skinny-fat – ciało niby chude, ale z wysokim procentem tłuszczu, bez jędrności, z wiotkimi ramionami, płaskim pośladkiem i wystającym brzuchem, który niczego już nie trzyma.
Druga motywacja: „chodzę na siłownię, ale coś nie działa”. No właśnie – bo nie wystarczy być w pomieszczeniu z ciężarami. Trening siłowy działa, kiedy jest wykonywany regularnie, progresywnie i do momentu, w którym naprawdę męczy. Trening z gumą oporową, gdy nie masz siły się spocić, to nie siłówka. Trening raz w tygodniu z aplikacją to nie proces. Trening siłowy – ten, który chroni przed sarkopenią, buduje sylwetkę, poprawia funkcję ciała – musi być oparty na oporze, powtarzalności i zmęczeniu. Minimum dwa, a najlepiej trzy razy w tygodniu. I nie – joga czy pilates nie zastąpią siłowni. Są świetne, ale nie dla budowy masy mięśniowej.
Trzeci powód pojawiania się na macie to ból. Bolą plecy, boli szyja, boli bark. Po wielu miesiącach lub latach siedzenia, ignorowania symptomów i ładowania leków przeciwbólowych, ktoś w końcu mówi: „może joga”. I dobrze. Tylko że nikt nie mówi, że to też wymaga czasu. Często ludzie trafiają na pierwsze zajęcia, oczekując ulgi – a dostają zakwasy. Ciało, które nie znało żadnego rozciągnięcia ani rotacji, zaczyna reagować bólem. I dobrze. To znaczy, że coś się dzieje. To, że boli na początku, nie znaczy, że to nie działa – to znaczy, że twoje ciało się obudziło.
Joga, pilates, mobilność – to nie „coś dla kobiet” ani „ćwiczenia dla wrażliwych”. To praca z ruchem. To technika oddechu. To korekta postawy, napięcia mięśniowego, ułożenia kręgosłupa. To otwieranie klatki piersiowej, cofanie barków, przywracanie ruchomości bioder i ustawienia miednicy. To dzięki temu brzuch przestaje wystawać, znika garb, głowa wraca na swoje miejsce, szyja się wydłuża. Ciało wygląda lepiej, bo zaczyna działać zgodnie z anatomią.
Gdybym dziś miał trzydzieści kilka lat i chciał odzyskać ciało, nie zaczynałbym od redukcji. Nie zaczynałbym od biegania ani głodówki. Zacząłbym od ruchu. Takiego, który przywraca zakresy. Od kalisteniki, od jogi, od mobilności. Zacząłbym od poprawy funkcji, bo to fundament. Potem dokładam siłę. Potem dokładam objętość. A potem myślę o wyglądzie.
Bo prawda jest taka: estetyka to efekt uboczny działania. Gdy poprawisz ułożenie ciała, twoja postawa się wydłuży, twoje ramiona cofną się, twój brzuch się schowa, twój oddech stanie się głębszy. Wyglądasz lepiej, bo twoje ciało wraca do swoich założeń konstrukcyjnych. Możesz mieć kilka kilo więcej, ale będziesz wyglądać lepiej niż z sześcioma kilogramami mniej i brakiem siły.
Ja sam wolę mieć dwa, trzy kilo nadwagi, ale czuć się sprawny, elastyczny i gotowy. Wolę mieć siłę do życia niż wyglądać jak z Instagrama i co chwilę mieć kontuzję. Wolę być zadbany i spokojny niż wychudzony i sfrustrowany. Wolę spać dobrze i mieć siłę pracować, prowadzić zajęcia, bawić się z dzieckiem. Wolę być sprawny niż idealny. I nie, to nie jest wymówka. To wybór oparty na doświadczeniu.
Zamiast więc pytać, co powinieneś jeść, ile robić cardio, jaki spalacz tłuszczu kupić – zacznij od pytania: co potrafi moje ciało? Czy mogę bez bólu usiąść i wstać z podłogi? Czy mogę przenieść ciężki karton bez wygięcia się w literę Z? Czy potrafię podnieść ręce nad głowę bez odrywania żeber? Czy potrafię oddychać głęboko bez unoszenia barków?
Bo jeśli nie – to nie potrzebujesz planu redukcyjnego. Potrzebujesz odzyskać funkcję. A dopiero potem – całą resztę.
Twoje ciało po 30 nie flaczeje, nie boli i nie puchnie dlatego, że jesteś stary. Tylko dlatego, że nic z tym nie robisz. To da się zatrzymać. Da się cofnąć. Ale nie za tydzień i nie bez wysiłku. Zacznij od dziś, od pierwszego ruchu. Nie po to, żeby być kimś innym – tylko po to, żeby znów czuć, że jesteś sobą.
Bydgoszcz i okolice
Odwiedź mnie